Znasz to? Zaczynasz się odchudzać, uprawiać sport, uczyć języka albo zabierasz się za inny wymagający projekt. Mija pierwszy entuzjazm i zaczyna się czas, kiedy różnymi sposobami starasz się utrzymać narzucony sobie reżim. W końcu jednak masz dość, a może jesteś wkurzona, że innym to się samo metabolizuje, samo się chce, mają talent, a Ty musisz się męczyć i motywować. I wtedy padają takie lub podobne słowa: „bez przesady”, „wszystko z umiarem”, „mi też się coś od życia należy”, „raz się żyje”. I od tego momentu zaczynają się odstępstwa od diety, przestoje w pracy, odpuszczanie nauki itd.
A może ilekroć chcesz coś robić na sto albo i więcej procent, Twoje otoczenie wyjeżdża Ci z takimi tekstami? Oczekujesz słów wsparcia lub podziwu, a tu wychodzi na to, że przesadzasz i źle robisz.
Co tak naprawdę oznacza „wszystko z umiarem”?
Czy jest coś złego w umiarze? W zasadzie nic. Wręcz przeciwnie, umiar wydaje się czymś dobrym. Oznacza brak przesady, presji, równowagę. We frazie „bez przesady, wszystko z umiarem”, w dosłownym rozumieniu, nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Problem polega jednak na tym, że za tymi słowami z reguły nie kryje się umiar. Co w takim razie?
Umiar zakłada pewne odstępstwa od przyjętych zasad. By nadal mógł nazywać się umiarem, odstępstwa nie mogą być zbyt częste. I pewnie można określić jakąś częstotliwość odstępstw w taki sposób, żeby faktycznie zachować umiar.
Co się jednak przeważnie dzieje? Mam wrażenie, że te słowa nie są wypowiadane zgodnie z ich przesłaniem. Wręcz przeciwnie, służą temu, żeby robić coś bez umiaru. Są po prostu najzwyklejszą wymówką, wypowiadaną w sytuacjach, w których chcemy usprawiedliwić samych siebie. Z chwilą, gdy „bez przesady, wszystko z umiarem” zaczynamy powtarzać każdego dnia, umiar przechodzi w bezmiar.
Kto Ci to mówi?
Rozprawmy się najpierw z sytuacją, gdy mówią Ci to inni. Dlaczego to mówią? Przyczyny mogą być różne. Przeważnie tego typu słowa padają od osób, które aktualnie nie są w procesie zmiany, ale coś tam w głowie im szepcze, że może jednak przydałoby się za coś zabrać.
W takim wypadku widok osoby, która zapieprza i jeszcze ma efekty, nieprzyjemnie uświadamia, że może jednak się da, że inni robią więcej. Szukają więc współtowarzyszy w grzechu. Łatwiej jest zjeść kolejny kawałek ciasta, gdy wszyscy przy stole nakładają sobie kolejne porcje.
Pytanie tylko czy powinno Cię to obchodzić? To w końcu nie jest o Tobie, tylko o nich. To oni szukają wymówki i jeżeli ich słowa działają na Ciebie demotywująco, to starannie wybieraj osoby, którym opowiadasz o swoich działaniach.
Co, gdy sama sobie to mówisz?
Co jednak, gdy mówisz te słowa do siebie? Czy przypadkiem nie szukasz usprawiedliwienia, żeby odpuścić albo nie podjąć działań? Gdy taki scenariusz powtarza się codziennie, to jesteś pewna, że to wciąż umiar?
Ilekroć sama mówiłam do siebie te słowa oznaczało to odpuszczanie, koniec pracy, początek powrotu do starych nawyków. To takie wytłumaczenie, gdy już mamy dość reżimu. Gdy rodzi się w nas bunt, że aby coś osiągnąć, trzeba włożyć w to dużo wysiłku, albo gdy złościmy się na siebie, że ciągle gdzieś gnamy.
Co zamiast umiaru?
Równowaga. Dbaj o pracę, rozwój, zdrowie, relacje. Ta równowaga nie zawsze musi być zachowana w rytmie dobowym, chociaż nie odpuszczałabym szczególnie jeżeli chodzi o sen. O sposobach na zwiększenie efektywności pisałam TUTAJ. To taka podstawa, żeby dobrze funkcjonować. Śmiem twierdzić, że dla każdego, nawet dla tych, którzy twierdzą, że wystarczy im kilka godzin i kofeina.
Nie chodzi o to, że masz pracować do upadłego lub nigdy w życiu nie zjeść deseru. Chodzi o to, że za słowami „bez przesady, wszystko z umiarem” kryje się tak naprawdę przesada i brak umiaru. Nie jesz słodyczy – mówisz: „bez przesady, przecież wszystko można byle z umiarem” i nagle słodycze wjeżdżają na stół każdego dnia. Rzucasz śmieciowe żarcie – i znowu mówisz: „wszystko z umiarem” i jesz chipsy przez cały weekend i jeszcze z raz w tygodniu – czy to nadal umiar?
Zamiast udawać, że kolejne odpuszczenie to życie z umiarem, załóż, że nie będzie perfekcyjnie. Nie będzie na 100%. Jesteś człowiekiem i błędy, porażki czy odstępstwa od reguł są wpisane w ludzką naturę. Gdy jesteś zmęczona lub masz chwilę zwątpienia – daj sobie luz, odpocznij, nie walcz z tym. Walka sprawi, że stracisz energię, a w rezultacie zrobisz więcej tego, czego unikałaś. Nie myl jednak naturalnych odstępstw z usprawiedliwianiem.
Ja widzę to tak – zakładam plan 100%, ale mam świadomość, że jestem człowiekiem, że w życiu zdarzają się różne okoliczności, że nie na wszystko mam wpływ. O tym na co masz wpływ pisałam TUTAJ. I właśnie te momenty słabszej kondycji są czasem na umiar. Mniej popracuję, mniej zrobię, więcej zjem, zjem inaczej.
Aby osiągnąć umiar tak naprawdę musisz założyć, że w miarę możliwości będziesz działać na 100%. Jeżeli od razu uznasz, że będziesz działać z tzw. umiarem, odstępstwa będą już od sytuacji zakładającej odstępstwa, czyli będzie ich więcej.
Tu w zasadzie wpis miał się skończyć, ale…
Wyjechałam z Warszawy pomóc mojej mamie. To oznaczało, że nawet w czasie drzemek dzieci, nie zawsze miałam czas na pisanie. Mimo to, na początku nawet udawało mi się zasiąść do komputera i coś zrobić. Napisałam nawet pierwszy szkic tego wpisu. Tylko jakoś nie mogłam go skończyć. Cały czas coś było nie tak, coś mi nie pasowało. Odkładałam komputer i mówiłam sobie: „jutro skończę”. A potem: „bez przesady, tydzień dłużej przerwy na blogu to nie tragedia, potrzebuję odpoczynku, w końcu nie jestem robotem”. Zaraz, zaraz, czy ja właśnie powiedziałam „bez przesady”?
Wtedy zaczęłam się zastanawiać, kiedy „bez przesady, wszystko z umiarem” jest wymówką, a kiedy faktycznie przesadzam z aktywnością.
No to kiedy?
Uznałam, że pierwszym wyznacznikiem jest częstotliwość z jaką to mówię i okazało się, że już kilka dni z rzędu przekładałam pisanie.
Zaczęłam się więc przyglądać temu, w jakim jestem stanie i w jakim kontekście się znajduję. I wyszło na to, że jestem zmęczona i przebodźcowana. Po prostu cały czas coś się dzieje, coś robię, a w międzyczasie bawię się ze starszym synem lub karmię młodszego. Wieczorem padam z nóg, a jeszcze niemowlak popłakuje i późno zasypia. Rano nie mam szansy odespać, bo babcia zajęta, mąż w Warszawie, a synek i tak, w związku z pojawieniem się młodszego brata, chce tylko do mnie. Dochodzi jeszcze zmiana otoczenia i tym samym rutyny i okazuje się, że może faktycznie tym razem „bez przesady, wszystko z umiarem” jest uzasadnione.
Bo jest jeszcze druga strona medalu, czyli te z nas, które nie pozwalają sobie na umiar, które karcą się za każdą próbę odpoczynku. Takim osobom, gdy słyszą w swojej głowie „bez przesady, potrzebuję odpoczynku” odpala się poczucie winy, bo przecież powinny coś robić. I być może ważniejsze jest, żeby właśnie do tych osób trafił ten wpis i żeby zaczęły sobie pozwalać na taką „wymówkę”, bo w ich wypadku wcale wymówką nie jest.
Czasami jest wołaniem o równowagę i ważne jest to, żeby umieć rozróżnić jedno „bez przesady” od drugiego. To wymaga szczerości wobec siebie. Dlatego dałam sobie kilka dni przerwy, odpoczęła mi głowa i pomimo tego, że nadal jestem poza domem i mam dodatkowe zajęcia, w końcu siadłam i skończyłam pisanie, bo kolejne „bez przesady” tym razem byłoby już wymówką.
A jak jest u Ciebie – potrafisz rozpoznać, kiedy faktycznie przesadzasz, a kiedy to tylko wymówka?